Poniedziałek. Nienawidziłam tego cholernego dnia… Komu chce
się po takim interesującym weekendzie wrócić do szkoły, by użerać się ze wstrętnymi
nauczycielami i ich kiepskimi kawałami i tkwić za tymi pierdolonymi cegłami oraz zmuszać się do cholernej nauki?
Koszmar.
- To jak, kto opowie mi o wojnie secesyjnej? – Pani od
historii rozsiadła się wygodnie na swoim fotelu i patrzyła na naszą grupę
wyczekująco, aż ktoś się w końcu zgłosi
na ochotnika. Skuliłam się na swoim fotelu razem z Tiffany, z którą miałam
prawie wszystkie lekcje. Jedna uciecha z tego całego bagna. – Nikt? Spokojnie,
ja nie gryzę – Taa, na pewno, powiedziałam w myślach z prychnięciem na co cicho
się zaśmiałam i tym samym zwróciłam uwagę tej baby.
- Cholera – syknęłam.
- Widzę, że Panna Cooper ma coś do powiedzenia w tej
sprawie. Wstań i opowiadaj.
- Ehm…
***
- Co za wredne babsko, co za wredne babsko! – Tak warczałam
przez całą drogę na stołówkę, ściskając mocno tacę z jedzeniem, a Tiffany
śmiała się ze mnie jak idiotka. – To nie jest zabawne!
- A właśnie, że jest! – krzyknęła rozbawiona.
- Boże… - fuknęłam, maszerując na zewnątrz szkoły i siadłam
obok Duke’a, który był z chłopakami.
- Co ty taka groźna? Ktoś tu wstał dziś lewą nogą? – odezwał
się Louis, obejmując mnie opiekuńczo ramieniem.
- Nawet nie zaczynaj, proszę Cię… - westchnęłam i zajęłam
się jedzeniem swojej kanapki z boczkiem.
- No dobra, Duke ma dla Ciebie dobrą nowinę – Louis spojrzał
na mojego brata. – Dragon? Mam czynić honory, czy ty?
- Ja, bo nie chcę byś od niej oberwał – Duke się zaśmiał.
- Oberwać? O co chodzi? – zapytałam go zdezorientowana.
- Ehm… Jak to powiedzieć… - Duke się zawahał.
- Ehm, może po angielsku? – Parsknęłam. Czemu tak denerwował
się powiedzeniem czegoś, o czym nie wiedziałam? Zawsze zachowywał się tak, gdy
mówił mi o… walce. Zabije, gnoja! – Och, nie… Czy ja myślę o tym, o czym ja? Bo
ja tak to lepiej uciekaj, bo Cię zajebię, braciszku!
- Patricia, to tylko walka pokazowa… I jeszcze nie jest
pewna!
- Z kim to niby?! Znowu chcesz dostać łomot od jakiegoś
skurwysyna naładowanego sterydami?!
- Patricia, spokojnie, nic jeszcze nie jest pewne…
- Ale znając Ciebie ty pewnie się na nią zgodzisz! – moim
podniesionym tonem od razu zwróciłam uwagę wszystkich zebranych w stołówce. –
Znamy go przynajmniej? Widziałeś jak walczył?
- No, nie…
- No właśnie. Duke, to może być jakiś kolejny potwór niczym
z Terminatora!
- Naoglądałaś się za dużo filmów akcji, wiesz? Muszę Ci
chyba odciąć kablówkę, żebyś do końca nie zwariowała – stwierdził Duke ze
śmiechem.
- Tak, tak, śmiej się dalej, ale nic nie wiesz o tym
bokserze.
- To Dimitrij Peterenko, Rosjanin, mistrz wśród amatorów ze
Związku Radzieckiego.
- Mistrz? – powtórzyłam ze zdziwieniem.
- Wśród amatorów. Nazywany jest rosyjską inwazją na
amerykański sport. Próbuje nas tylko zastraszyć, ale ja wiem, że dam mu radę.
- Duke, pieprzysz głupoty. Nie od tak jest mistrzem, racja?
Nie mam zamiaru oglądać, jak Cię pokonuje.
- Patricia, to ty pieprzysz farmazony. Nie przegrałem żadnej
walki od początku mojej kariery. To też coś oznacza, nie prawdaż?
- Tak, Duke, ale nie chcę by stała Ci się znowu krzywda.
Przez tego Włocha o mało co nie zapadłeś w śpiączkę, już o tym zapomniałeś?
- Ale jednak wygrałem, o tym też nie pamiętasz?
- Duke, tak bardzo chcesz przejść na wcześniejszą emeryturę?
- Nigdzie się nie wybieram. Dlaczego nasza rozmowa zawsze
wygląda identycznie?
- Bo się o Ciebie martwię, idioto! – Walnęłam w stół dłonią
i poczułam na swoich plecach spojrzenia ciekawskich. Wzięłam kilka głębokich
wdechów i spróbowałam się uspokoić. Po trzecim podejściu, pomogło i
zdenerwowanie mnie opuściło. – Przepraszam.
- Nie ma za co. Rozumiem Cię. Nie raz miałaś powody, byś się
o mnie bała.
- Nie rób niczego zbyt pochopnie, okay? – Duke pokiwał głową
i mnie lekko przytulił.
- Jesteście tak dziwni, że chwilami was nie rozumiem –
powiedziała Tiffany, kręcąc głową.
- To są właśnie Cooperowie – Ja i Duke się uśmiechnęliśmy
szeroko.
***
- Mój brzuch… pali! – jęknęłam kończąc serię brzuszków, a
wzdłuż kręgosłupa i w dole brzucha poczułam przeraźliwy ból, który omiótł moje
ciało. Trening Duke’a był koszmarny. Dlaczego nie mogłam robić nic po swojemu?
- Chyba musimy zacząć znów biegać, siostrzyczko. Straciłaś
formę od tego imprezowania.
- Będziesz mi to teraz wypominał? – Spojrzałam na niego
rozbawiona.
- Zawsze – Duke puścił mi oczko.
- Cham – pokazałam mu język i wstałam z maty, rozprostowując
kończyny.
- Jak było na randce z Liam’em? – zapytał, a mnie zatkało. –
No co? Myślałaś, że nie wiem?
- To nie była randka – skłamałam, popijając wodę mineralną
ze swojej butelki. – Liam zabrał mnie na kolację i tyle.
- Jak widzę, nie stosujesz się do moich zasad, by nie
podrywać moich przyjaciół, ale na szczęście Liam - to dobry gość i mu ufam.
- Gadasz jak mama. Zamieniasz się w nią, bracie – Parsknęłam
śmiechem.
- Koszmar – Udał, że się wzdryga, na co głośno się
zaśmiałam. – Jeśli Liam coś Ci zrobi, od
razu mi o tym mów.
- Wątpię, by się Tobie naraził, Duke. Inaczej poczuje
Twojego prawego sierpowego na swoich jajach.
- Nie, ja tam nie uderzam. Jestem sprawiedliwym zawodnikiem
i przestrzegam zasad boksu… - Raptem zza sali dobiegły mnie dziwne dźwięki,
których nie potrafiłam określić. – Nareszcie.
- Że co? - Spojrzałam
się na niego speszona. – Coś ty znowu wymyślił?
- Nie ja, tylko Bogdanow.
- O nie… Chcesz mi o czymś powiedzieć, Duke?
- Tak jakby… Bogdanow dołączył Cię do naszej kadry.
- Co?! – krzyknęłam, lecz automatycznie się uspokoiłam, bo
próg Sali przekroczyła ekipa Duke’a, która trenowała mojego brata od lat. Za
nimi szedł Liam z całą resztą, niosąc ze sobą profesjonalny sprzęt. Wiedziałam
co to oznacza. Chcieli mnie sprawdzić. Wyprostowałam się i patrzyłam na nich z
góry, dopóki nie pojawił się Bogdanow. – Trenerze.
- Cooper, miło Cię widzieć. Widzę, że Duke już się Tobą
zajął. Jesteś gotowa?
- Zależy na co?
- Na test życia. Mam nadzieję, że się postarasz – odparł chrypą,
zdejmując swoją bluzą i rzucił ją na matę. – Rozkładamy sprzęt, chłopcy!
Ta czynność trwała dobre pół godziny. Trzeba było być
ostrożnym by nie urwać żadnego kabla i żeby wszystko było podłączone na swoje
miejsce. Sala przypominała tą z Rocky’ego 4, gdy Dolph Lundgren pokazywał swoje
umiejętności bokserskie.
Gdy sprzęt był już na swoich miejscach, podłączono mnie do
nich. Czułam się trochę… dziwnie. Wszyscy na mnie patrzyli, bez wyjątku.
Obserwowali mnie tak, jak rzeźbę w muzeum, czy coś…
Ale czy ja do jasnej kurwy byłam obrazem?!
- Nie przejmuj się nimi – powiedział mi Bogdanow, stając z
boku, tuż obok mnie, lecz w bezpiecznej odległości. – Skup się na uderzeniu i
nie zwracaj uwagi na to, co się dzieje wokół Ciebie. Skupienie, Patricia. To
jest jakbyś patrzyła swojemu przeciwnikowi prosto w oczy. Musisz być twarda jak
skała i silna jak cyborg. Musisz skoordynować swoje ciało, zebrać wszystkie
emocje : Miłość, złość, szczęście… Możemy zaczynać, Patricia? – Skinęłam głową
na tak i ustawiłam się w mocnej pozycji bokserskiej. – Panowie, mam nadzieję,
że wiecie co będzie robiła, prawda? Przeciętna pięściarka takiej postury jak
Patricia uderza z siłą niecałe dwieście funtów na metr kwadratowy. Niezbyt
wiele, gdyż wy uderzacie z siłą przynajmniej siedmiu set funtów. Zobaczymy w
jakim przedziale mieści się Patricia… - Odwróciłam od niego wzrok i wlepiłam go
w sprzęt, w który miała trafić moja pięść. Wzięłam kilka głębokich, a podczas
trzeciego z nich, z warknięciem z ogromną siłą walnęłam w sam środek
wyznaczonego miejsca, a licznik znajdujący się nad nim wskazał pięćset dziesięć.
W duchu byłam z siebie ogromnie dumna i miałam ochotę piszczeć jak dziecko ze
szczęścia, ale zachowałam powagę, gdyż Bogdanow nie lubił, jak ktoś nadmiernie
okazywał radość.
- Wow – wydusił z siebie Duke.
- Jak widzicie, Patricia uderzyła sprzęt z siłą ponad
pięciuset funtów. To jest prawie dwa razy więcej od zwykłej pięściarki. Widać,
że ma potencjał. Brawo – Bogdanow poklepał mnie po plecach motywująco. – Kontynuujmy.
***
- Poszło Ci genialnie – pochwalił mnie Duke, trzymając mnie
za ramiona, bym nie upadła i szliśmy po
schodach akademiku wraz z chłopakami. – Możesz być z siebie zadowolona.
- Tak, ale gdybyś ty nie czuł swoich mięśni, zachowywałbyś
się tak samo jak ja – powiedziałam, z trudem włócząc za sobą swoje nogi.
- Zasmucę Cię i oznajmiam Ci, że resztę drogi musisz pokonać
sama. Z chłopakami idziemy do naszych kumpli…
- Ja ją odprowadzę – usłyszałam za sobą głos Liam’a i zajął
miejsce Duke’a.
- Okay… - Duke niepewnie popatrzył się na nas i dał Liam’owi
moją torbę treningową. – Bez żadnych wybryków, pamiętacie?
- Duke… - jęknęłam, czując jak po moich policzkach rozlewa
się ciepło.
- Tylko wam przypominam – Duke, jak i reszta się uśmiechnęła
i powoli się od nas oddalili. Spojrzałam na Liama, lekko rozbawiona i uczepiłam
się jego szyi jak małpka.
- Zadziwiłaś mnie, wiesz? Pięćset funtów?
- Mnie też zaskoczyło – przyznałam mu rację. – Kto by
pomyślał, że mogę zmierzyć się z Chuck’iem Norris’em.
- Taa – Liam się zaśmiał i zatrzymał, tyle, że nie przed
moim mieszkaniem.
- Liam, mój pokój jest trochę dalej.
- Wiem, ale dzisiaj spędzisz ze mną wieczór.
- Czyżby? – Przygryzłam dolną wargę. – Zjemy normalną
kolację?
- Tak – Liam ponownie się zaśmiał, a ja przypomniałam sobie
sytuację z naszej randki. – Jeśli lubisz bułki z czosnkiem i piwo.
- Jasne. Najlepsze zestawienie na świecie – mruknęłam z
zadowoleniem i po tym, jak Liam otworzył drzwi, weszliśmy do środka, gdzie
roznosił się w powietrzu przyjemny zapach wanilii i męskim perfum Duke’a, które
osobiście uwielbiałam, bo sama mu je dałam. Proste i efektywne.
Z niechęcią puściłam szyję Liam’a i padłam na kanapę
plackiem, chowając twarz w puchowej poduszce.
- Mam dosyć tego cholernego dnia – fuknęłam w poduszkę z
ziewnięciem. – Najchętniej to bym zjadła coś dobrego, a potem poszła spać.
- Nie ma sprawy – Liam na chwilę znikł w kuchni i po minucie
wrócił do salonu, gdzie dał mi obiecaną bułkę z czosnkiem i piwo. – Proszę.
- Dzięki… Liam?
- Hm…? – Chłopak popatrzył na mnie z pod swoich długich
rzęs.
- Tamten dzień… Nasz wieczór… On coś dla Ciebie znaczył? –
zapytałam go dobierając słowa tak, by nie zabrzmiały zbyt dwu znacznie. Liam w
odpowiedzi przybliżył się do mnie maksymalnie i niemal stykaliśmy się nosami, a
ja mogłam poczuć zapach mięty, wylatujący z jego ust. Wstrzymałam oddech,
oblizując wargi koniuszkiem języka… Cholera, naprawdę chciałam go pocałować. Te
jego pełne, różowe wargi aż zachęcały, krzyczały „ pocałuj, pocałuj! „ a ja nie
mogłam się od tego powstrzymać.
- Zaufałaś mi, to odmieniło wszystko… - odparł seksowną chrypą i
jego wargi delikatnie dotknęły moich, a ręce objęły mnie lekko w pasie. Wzdłuż
moich pleców przebiegły pojedyncze dreszcze podniecenia i rozprzestrzeniły się
po całej powierzchni ciała, do najmniejszych jego zakamarków. Wplątałam palce w
nastroszone włosy Liam’a i przyciągnęłam go do siebie najmocniej jak tylko zdołałam.
Nasz pocałunek opływał w namiętności, pożądaniu i erotyzmie, a nasze ciała
dostosowywały się do całej reszty i zaczynały współgrać ze sobą.
Liam po jakiś kilku minutach opuścił moje usta i przeniósł
się na szyję, by przyssać się do niej jak do lizaka.
- Coś podejrzewam, że czeka nas ciekawy wieczór… -
powiedział w mój czuły punkt Liam i ugryzł skrawek skóry.
- Taak… - odparłam zadowolona i poddałam mu się cała, na
tacy.
Hm… Jak ja kocham życie…
-------------------------------------
No siemka moi kochani z samego ranka! :D Jak wam się podobał rozdział? Co do jednego z gifów : Z tym licznikiem ma być pięćset dziesięć, kochani :P Innego nie mogłam znaleźć, soorka ^^
15 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział! :* <3
Komentujcie <3
Mrs.Payne