Translate

sobota, 21 czerwca 2014

19. " Nieodpowiednie decyzje "

~ Liam’s P.O.V ~

Stałem oniemiały w szpitalu, pocieszając moją zapłakaną ukochaną, po tym jak usłyszeliśmy chyba najgorsze słowa lekarza w swoim życiu.

Duke nie żył… Mój najlepszy przyjaciel nie żył… On uczył mnie boku razem z Bogdanovem, pomógł zerwać z walkami ulicznymi i krzywdzeniem ludzi bez powodu… A teraz on po prostu nie żył. Przez Peterenko. Przez tego rosyjskiego skurwiela…

- On żyje… On żyje, zobaczysz, Liam. On zaraz tu do nas przyjdzie i nic mu nie będzie – szeptała do mnie Patt, łkając i kurczowo trzymając się mojej koszulki, gdy siedziała na moich kolanach w szpitalnym holu. Chłopacy nic nie mówili, byli tak samo zszokowani jak ja. Nie na co dzień widzi się jak Rosyjski ćwok zabija Twojego przyjaciela na deskach ringu bokserskiego. Byłem wkurwiony, ale jednocześnie nie chciałem pokazywać swojego zdenerwowania przy Patt, gdyż i tak już dużo przeżyła.
- Nie płacz, skarbie… Cii… On by tego nie chciał – mruknąłem do jej ucha, głaszcząc jej włosy.
- Boże… On nie żyje… Nie żyje, Liam! – krzyknęła cicho, szarpiąc koszulkę, którą miałem na sobie. – Odwołaj jutrzejszą moją walkę, nie chcę z nią walczyć… Nie mogę, Liam.
- Wszystko załatwię, spokojnie – zapewniłem nią, wiedząc, że mnie o to poprosi. Też nie byłbym w stanie walczyć z żoną zabójcy.
- Nie mogę na nią patrzeć… Ona przypomina mi jego…
- Patricia? – usłyszałem z daleka damski, wysoki głos. Podniosłem głowę i ujrzałem przed sobą niską brunetkę po czterdziestce, całą zapłakaną i cholernie podobną do Patt. Za kobietą stał mężczyzna, wysoki, postawny i dość umięśniony.

Rodzice Patt.

Patricia z lekkim opóźnieniem podniosła głowę i zachłystując się powietrzem, oderwała się ode mnie i pobiegła w stronę matki, rzucając się w jej ramiona. Matka mocno ją uściskała, a ojciec patrzył na nie smutno.

Wstałem powoli z krzesła i podszedłem do ojca Patt.
- Panie Cooper… - mężczyzna spojrzał na mnie, gdy się odezwałem. Jego oczy błyszczały ogromnym smutkiem i cierpieniem. – Niech Pan przyjmie moje najszczersze kondolencje… Duke był moim najlepszym przyjacielem…
- Dziękujemy – uśmiechnął się ponuro i uścisnął ze mną dłoń. – I mówiłem Ci wiele razy Liam, żebyś mówił do mnie po imieniu.
- Dobrze Dave – odwzajemniłem uśmiech i przeniosłem wzrok na matkę Patt, która mi się przypatrywała razem z moją dziewczyną. – Pani Cooper…
- Anna – wychrypiała, pociągając nosem. – Dziękuję Ci, Liam, ze jesteś  w tej chwili z nami i z Patt.
- Nie opuściłbym jej w takiej chwili – odparłem z przekonaniem i przyciągnąłem ją do siebie, całując w czoło.

Nie mogłem pozwolić na to, aby Dimitrij chodził po Denver i był zadowolony ze swojej nic wartej wygranej…Musiałem coś zrobić, lecz jeszcze nie wiedziałem co…

***
To był mój najbardziej zjebany tydzień w życiu.
Nigdy nie było mi tak… smutno. W moim pokoju akademickim było zbyt cicho i nudno, bo już z nikim nie mogłem pograć na PlayStation ani pożartować.

Bo jego już nie było.

Jego nieobecność można było mocno wyczuć. Zawsze było go pełno, w jego towarzystwie nigdy nie było spokojnie… Teraz wszystko wyglądało inaczej.

Na pogrzebie Duke’a zebrała się prawie cała szkoła, kadra i rodziny osób, z którymi najbardziej się przyjaźnił. Ja stałem z Patt bardziej z tyłu, by moja księżniczka czuła się komfortowo. Dopiero po tym, jak jego trumna znalazła się w ziemi, podeszła i rzuciła na wieko jego mistrzowski pas, zalewając się łzami.

Nie mogłem patrzeć na to, jak Patricia cierpi… To był dla mnie widok, którego znieść już nie mogłem. Czasami już brakowało mi słów pocieszenia i tylko tuliłem ją do siebie. Jakim ja chłopakiem byłem, że nie mogłem wesprzeć emocjonalnie własnej dziewczyny?

Byłem chujowy.

***
Minęły dwa tygodnie od śmierci Duke’a. Od tamtej pory media nie dawały mi i Patt spokoju. Oskarżali Patt o zwykłe tchórzostwo z powodu odwołanej walki, a mnie o to, że bałem się zrewanżować za walkę Duke’a z Dimitrijem. Reporterzy czekali tylko na to, abym zrobił pierwszy krok.

I nawet już miałem na to pomysł. Niezbyt dobry, ale jednak pomysł.

- Że co?! Nie, nie zgadzam się! – krzyknęła Patt, wymachując rękoma by podkreślić swoje wzburzenie. – Nie!
- Patt, spokojnie… - powiedziałam, kładąc dłonie na jej ramionach, lecz je strzepnęła.
- Nie zgadzam się! Nie będziesz walczył z tym chujem! – pisnęła, chwytając się za włosy.
- Patt, kochanie, zrozum mnie! – również podniosłem głos. – Nie mogę patrzeć na to, jak nas upokarzają w mediach…
- Już wolę to, niż patrzeć jak moja druga najważniejsza osoba ginie z rąk Rosyjskiego skurwiela! – wrzasnęła, przekrzykując mnie.
- Kto powiedział, że przegram? Wiemy co on potrafi, Patt. Możemy go przechytrzyć…
- Nie obchodzi mnie to! Według prasy popełnisz samobójstwo!
- Wierzysz prasie, a nie własnemu chłopakowi? Gratuluję – prychnąłem zirytowany.
- To ty mnie zrozum, że się o Ciebie boję, głupku! Nie chcę Cię stracić! Wystarczy, że jego  już nie ma! To co robisz nie przywróci mu życia! Ty z nim nie wygrasz!
Czy prawdomówność mojej dziewczyny mnie dobiła? Tak.
- Och, ta szczera do bólu Patricia – westchnąłem przeciągle, przeczesując włosy palcami. Patricia przymknęła się, mając łzy w oczach. – Nie robię tego dla Duke’a, robię to dla nas, abyśmy mieli święty spokój od nich i mogli normalnie chodzić do szkoły bez reporterów na ogonie.
- Liam…
- Nie, Patricia. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz, gdy będę już w Rosji, bo tam właśnie jutro wyjeżdżam na konferencje. Mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszyć – lecz nie usłyszałem odpowiedzi. Spuściłem głowę, przygryzając dolną wargę. – No cóż… - nie mogąc powiedzieć nic więcej, zabrałem kurtkę i wyszedłem z pokoju, kierując się w nieznanym kierunku, by… ochłonąć. Potrzebowałem czasu, aby wszystko dokładnie przemyśleć.

Lecz nie mogłem jej tak samej zostawić… Samotność dla niej w takim momencie była nie na miejscu. Nie wiedziałem, jak bardzo Patt była przygnębiona po śmierci Duke’a, ale jednocześnie nie chciałem by widziała, jak byłem na nią zły i wyładowuje swoje zdenerwowanie na nią. Zależało mi na niej… Ale nie wiedziałem, jak mam jej pomóc. Od momentu, w którym zginął Duke, nie chciała ze mną na ten temat rozmawiać. Najmniejsza wzmianka o Dragonie wywoływała na jej twarzy grymas cierpienia. Duke i Patt byli najbardziej zżytym rodzeństwem, jakie kiedykolwiek widziałem… Rozdzielenie ich kosztowało Patricie bardzo wiele.
- Liam! Stój, proszę! – jej głos zatrzymał mnie przed wyjściem z akademika. Odwróciłem się twarzą do Patricia, która stała zapłakana na schodach. Nawet gdy było ciemno ( a propos, była druga w nocy ), była tak samo piękna, jak w dzień. – Nie idź, proszę. Zostań ze mną i pomóż mi zapomnieć – szepnęła w moją stronę, wystawiając rękę. Bez zastanowienia ująłem ją, po czym przyciągnąłem Patt do siebie i mocno pocałowałem, nawet wręcz desperacko. Walczyliśmy o dominację i pragnęliśmy siebie nawzajem. Wziąłem Patricie na ręce i szybko zaniosłem do pokoju Patt, gdyż swojego miałem już naprawdę dość, a Tiffany nie było na noc w akademiku i oboje położyliśmy się na dywanie między stolikiem, a kanapą. Bez żadnych rozwinięć rozebraliśmy się, bez przerwy całując, po czym rozszerzając jej nogi, wszedłem w nią do końca, czując pierwszy raz od wielu dni ulgę. Od śmierci Duke’a nasze życie seksualne bardzo na tym zabolało i mało kiedy dochodziło między nami do jakiegokolwiek zbliżenia, nawet do zwykłego pocałunku w policzek. Więc, dla nas obojga ten seks był coś w rodzaju przerwania celibatu przez księdza.

Kochaliśmy się bardzo długo. Robiliśmy to powoli, dokładnie, nie spiesząc się nigdzie. Przez cały czas trzymałem ją uparcie blisko siebie i całowałem jej malinowe usta i próbowałem spełnić jej prośbę i pomóc, by choć na chwilę zapomniała o wszystkim, co do tej pory się zdarzyło.

- Dziękuję Ci – mruknęła, gdy po jakimś czasie osiągnęliśmy wspólny szczyt.
- Nie ma za co. Dla Ciebie wszystko, księżniczko – musnąłem ustami jej czoło.
- Brakowało mi tego – wyznała.
- Mi też – zgodziłem się z nią. – Brakowało mi szczególnie tego Twojego wyrazu twarzy, gdy dochodzisz, bo wtedy jesteś najpiękniejsza.
- Słodzisz, Payne – zaśmialiśmy się, po czym z niej wyszedłem, zabrałem kocyk z kanapy i okryłem nas nim ściśle. – Potrzebowałam tego. Czuję się już trochę… lepiej.
- Ja też – odparłem cicho, głaszcząc jej policzek dłonią.
- Liam?
- Hm…? – spojrzałem na nią.
- Obiecaj mi jedno, dobrze?
- Zawsze – przyrzekłem jej.
- Gdy już będziesz z nim walczył… Proszę Cię, zajeb go na śmierć, tak jak on to zrobił Duke’owi – rzekła pewnie, biorąc moją rękę i wplątała w nią swoje palce. – Zrób to dla mnie.
- Nie musiałaś o to prosić, skarbie. Wiem co mam robić – uśmiechnąłem się groźnie i skradłem jej kolejnego, długiego całusa, zakańczający nasz monolog.

***

- Na pewno nie chcesz lecieć ze mną? – zapytałem po raz setny Patt, gdy już wszystkie moje walizki były wpakowane do prywatnego auta wynajętego przez Bogdanova.
- Nie, to nie jest jeszcze czas abym stanęła z nim twarzą w twarz, Liam – stwierdziła, opatulając się swoim swetrem, gdyż było z kilka stopni na minusie.
- Rozumiem – pokiwałem głową, przyciągając ją do siebie. – Będę codziennie dzwonił, obiecuję – szepnąłem, całując jej czubek nosa. Ta scena wyglądała całkiem ckliwie, ale tacy byliśmy. Oboje się pod względem zmieniliśmy. Wydaje mi się, że byliśmy bardziej dojrzali.
Jeśli to można nazwać bitwy na jedzenie i wzajemne podtapianie się na basenie.
- Kocham Cię, Liam – mruknęła w moje usta, które potem pocałowała.
- Nie tak bardzo, jak ja Ciebie – uśmiechnąłem się lekko. – Kibicuj mi.
- Będę najgłośniejsza ze wszystkich – parsknęła śmiechem.
- Payne, musimy już jechać! – usłyszałem zniecierpliwiony głos Bogdanova dobiegający z auta.
- Idź już, bo spóźnisz się na samolot – powiedziała Patt, odrywając się ode mnie z niechęcią.
- Na pewno nie chcesz…
- Nie, Liam – pokręciła głową.
- Kocham Cię i wrócę do Ciebie – obiecałem jej, posyłając ciepły uśmiech.
- Wiem to – odwzajemniła uśmiech i zadrżała z zimna. Oddaliłem się od niej i wsiadłem do auta. Przez cały czas obserwowałem Patt, a ona mnie. Nieśmiało mi pomachała i jak tylko auto ruszyło, zniknęła w akademiku.

Od razu nabrałem obaw, lecz nastawiony byłem do wszystkiego bojowo.
I zamierzałem wygrać, nawet o przegranej nie myślałem.


Nie mogłem. Musiałem to wygrać. Innej możliwości nie było.





******************************

Więc oto nowy rozdział, moi drodzy czytelnicy! Spodziewaliście się tego?! :D XD Trzymam więc was tak w ciągłym napięciu :D <3


I kochani, komentujcie ! Wiem, że to nie jest Angry, ale proszę was wiecie jak ja dawno nie widziałam tylu komentarz od was? :D Chciałabym tak jeszcze raz :D 


23 komentarze
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3

Komentujcie <3

Mrs.Payne

sobota, 14 czerwca 2014

18. " Cierpienie "

Nadszedł w końcu i ten dzień, którego najbardziej się obawiałam.

Walka Duke’a z Dimitrijem Peterenko… Z minuty na minutę moja wiara co do jego wygranej uciekała tak jak piasek z dłoni przez palce. Namowy Duke’a na to, aby przełożył walkę na późniejszy termin skończyły się fiaskiem, czyli tak jak zawsze zresztą. Duke był cholernie uparty i nikt nie potrafił przemówić mu do rozumu.

- Duke, wstawaj… Już szósta – poklepałam swojego brata po nagich plecach, gdy ubrawszy się w póki co normalne ciuchy, bez makijażu zeszłam piętro niżej i poszłam do mieszkania mojego brata, by obudzić Liam’a i go samego. Tego drugiego obudzić było zadaniem na miarę wspięcia się na Mount Everest. Owszem, nie lubiłam go budzić wcześnie rano, bo tego nie lubił, ale kto marzył o pobudce o godzinie szóstej nad ranem?
- Hm… Już wstaję – odparł sennie, leniwie przekręcając się twarzą do mnie. Niemal od razu się uśmiechnął. – Wow, rzadko widzę Cię bez makijażu, to święto.
- Dziwne, że w ogóle zwróciłeś na to uwagę.
- Nie codziennie mam zaszczyt widzieć naturalną twarz mojej siostry – rzekł, siadając i głośno ziewnął. – Zostawisz mnie samego? Potrzebuję chwili dla siebie.
- W porządku. Tylko spróbuj się z tym streścić w pół godziny. Bo o ósmej wyjeżdżamy.
- Okay – uśmiechnął się lekko i gestem dłoni udawał, że wy wygania mnie z pokoju.
- No dobra, dobra! Już wychodzę, chamie jeden! – zaśmiałam się głośno i opuściłam pomieszczenie, kierując się do drugiego obok. Drzwi do pokoju Liam’a były lekko uchylone, a chłopak leżał na łóżku i gapił się w sufit. Moje serce podskoczyło mi do piersi, gdy zobaczyłam, iż był w samych bokserkach, a jego tors był mocno uwydatniony. Przygryzłam dolną wargę i przekroczyłam próg, na co niemal od razu Liam spojrzał w moją stronę z szelmowskim uśmiechem.
- Cześć piękna – odparł uwodzicielsko, klepiąc miejsce obok siebie. Z lekkim uśmieszkiem weszłam na łóżko i usiadłam na jego tułowiu. – Powinnaś częściej chodzić bez makijażu, wiesz?
- Co wy tak dzisiaj wsiedliście na ten makijaż, co? – parsknęłam śmiechem. – Nerwica natręctw?
- Nie, po prostu moja dziewczyna wygląda perfekcyjnie, gdy jest naturalną pięknością.
- No cóż… Napatrz się, bo już nigdy mnie takiej nie zobaczysz.
- Czyżby? – podniósł się odrobinę i przyciągnął do siebie raptownie. – Wiedz, że dla mnie jesteś idealna i makijaż nie jest Ci potrzebny.
- Wow. Te przemowy są po to, aby odwrócić moją uwagę od dzisiejszej walki Duke’a, prawda?
- Tak szybko zauważyłaś? – Liam uśmiechnął się krzywo.
- Niestety – odwzajemniłam uśmiech i cmoknęłam go lekko w usta. – Ale to miłe, że przynajmniej w jakiś sposób na chwilę mogę przestać o tym myśleć.
- Denerwujesz się?
- Odrobinę. Moja walka jest dopiero jutro, ale wiesz… Boję się o to, że Dimitrij zrobi krzywdę Duke’owi,  a wtedy nie zniosę tego, że mój brat albo stanie się kaleką, albo…
- Przestań – Liam uciszył mnie kolejnym pocałunkiem i oderwawszy się od moich ust, przeniósł je na ucho i zaczął szeptać. – Duke wie co robi, skarbie. Gdyby miał obawy przed walką z nim, na pewno nie zgodziłby się na nią od tak. Duke ma szansę i oboje to wiemy. Musisz uwierzyć, że mu się uda.
- Ależ wierzę, ale Dimitrij… On jest potężny i ja już mogę sobie wyobrazić, co on tymi bicepsami potrafi…
- Duke poradzi sobie – przerwał mi Liam. – W przeciwieństwie do Dimitrija, Duke kocha to co robi. Wkłada w to całe swoje serce, siłę. Przez to Dragon jest co raz lepszy i lepszy, bo zdobywa z dnia na dzień co raz większe doświadczenie.
- Od kiedy ty tak mądrze zacząłeś mówić, co? Brzmisz jak nie ty – uśmiechnęłam się zadziornie.
- Są jednak plusy naszych namiętnie mądrych korepetycji – mruknął, całując mnie tym razem gorąco i bez zapamiętania. Przez intensywność tego pocałunku, jęknęłam głośno w jego nabrzmiałe usta, na co Liam drgnął i wykorzystał moment, gdy miałam lekko otwarte usta i wtargnął w nie swoim językiem, dotykając czubkiem mojego i uprawiając z nim dziki taniec. – Jak ja Cię kocham dziewczyno…
- Yhym… - westchnęłam głęboko, czując jak na twarzy robi mi się strasznie gorąco. Gdy Liam chciał pójść krok dalej, a bardzo tego pragnęłam, powstrzymałam go. – Liam, nie teraz… O ósmej wyjeżdżamy, a ja nie jestem jeszcze spakowana, ani ogarnięta…
- Ale ja jestem i mogę pójść do Ciebie Ci pomóc… Przy okazji weźmiemy wspólny prysznic, przyda nam się trochę brzydkich rzeczy…
- Tak, zgadzam się – przygryzłam jego dolną wargę. – Idziemy?
- Czekałem, aż to powiesz.

***

Tak… Uwielbiałam takie poranki. Przynajmniej kochanie się z Liamem odciągało mnie od stresu i zmartwień. Nie musiałam się niczym przejmować…

A jak byliśmy co raz bliżej Los Angeles, moje nerwy rosły w potęgę… Nie chciałam aby ten dzień, trzydziesty pierwszy grudnia był nieszczęśliwy dla Duke’a i następny dla mnie, gdyż walczenie z żoną Dimitrija musiałoby być równie ciężkie, co starcie Duke’a i Peterenko.

Już tak bardzo nie stresowałam się tak jak w święta, gdy poznawałam rodziców Liam’a… Ale okazali się być naprawdę miłymi ludźmi, a siostry Liam’a były najlepszym rodzeństwem jakie widziałam… No może oprócz mnie i Duke’a, bo byliśmy w cholerę zżyci.

- Duke… Porozmawiamy? – zapytałam, wchodząc do pomieszczenia, w którym przygotowywał się do walki. Był w nim sam, na szczęście. Nie lubiłam być ckliwa przy innych, tylko przy Duke’u, Liamie i rodzicach, i czasami przy Tiffany, ale to też było niezmiernie rzadko.
- Jeszcze się pytasz? – Duke uśmiechnął się głupkowato.
- Przecież wiesz na jaki temat chcę…
- Wiem, Patt. Wiedz, że to niczego nie zmieni. To jest tylko walka pokazowa, zrozum! Nic mi się nie stanie – powiedział spokojnym tonem.
- Nie wiadomo, jak Dimitrij odbierze tą walkę pokazową. Przecież wiesz, że w Rosji nie znają umiaru, oglądaliśmy jego jedną walkę…
- On jest ciotą, Patt i taka jest prawda.
- To ty tak uważasz, ale to ja codziennie muszę czytać w gazetach, że sam pchniesz się w samobójstwo! – krzyknęłam, nie wytrzymując. Duke podszedł do mnie i przytulił mocno, głaszcząc uspokajająco po plecach.
- Cii… Poradzę sobie, Patt… Wierzę w to – odparł cicho, po czym dodał. – I proszę Cię… Nie przerywaj walki…
- Co? – spojrzałam na niego zaskoczona, lecz wciąż tkwiłam w jego ramionach.
- Nie przerywaj walki, tylko o to Cię proszę.
- Nawet jak będziesz ledwo przytomny? – zapytałam go ze ściśniętym gardłem.
- Nie dojdzie do tego, Patricia. Zobaczysz.
Jakoś nie chciałam tego widzieć, bo jego słowa mnie nie przekonały.

***
- Witam Państwa w ostatni dzień roku... - Takie były pierwsze słowa, gdy stanęliśmy na ringu. W miejscach przy widowni dostrzegłam chłopaków i Tiffany. Wokół siebie słyszałam krzyki podekscytowania ludzi, gwizdy i głośne migawki fleszy apartów, które uwieczniały to pamiętne wydarzenie. Spojrzałam się zmartwiona na Liam'a, który stał obok mnie. Payne posłał mi ciepły uśmiech i wziął za rękę. - To właśnie dzisiaj obejrzymy długo oczekiwaną walkę między Duke'm Dragon'em Cooper'em, a Dimitrijem Peterenko. Wszyscy widzimy, że bokserzy są do siebie wściekle nastawieni, co z pewnością dla jednego z nich ma to się zakończyć klęską. Przedstawmy nasze dzisiejsze gwiazdy wieczoru... W prawym narożniku znajduje się reprezentant Denver, dziewiętnastoletni mistrz Europy w wadze ciężkiej. Amerykańska krew, podopieczny rosyjskich trenerów... Panie i Panowie, Dragon Cooper! - Duke wyszedł na środek ringu i przywitał się z widownią. Nigdy nie był tak pewny siebie, jak w tamtej chwili. Publiczność go takiego uwielbiała, ja z resztą też. - Wraz z nim są tu obecna jego siostra, również uprawiająca zawodowo boks i mistrzyni stanu Colorado, piękna i wysportowana Patricia Cooper!
- Pozwolisz braciszku? - zapytałam Duke'a z szelmowskim uśmiechem.
- Ależ naturalnie - Zaśmiał się i zapraszająco wskazał na centrum ringu. Dumnie wyszłam na widok reporterów i zasalutowałam do wszystkich zgromadzonych. Zignorowałam buczenia z rosyjskiej strony widowni, bo wiedziałam, że nie znoszą mnie po ostatniej konferencji prasowej. Mogli mnie oni cmoknąć w gdzieś.
- Jest z nami też mistrz Stanów Zjednoczonych w wadze ciężkiej, dobrze nam znany Liam Payne! - Liam nie ruszając się z miejsca, pomachał kamerom i tłumowi.
- Mnie tak fajnie nie zapowiedzieli, jak Ciebie - szepnął mi na ucho Liam. - Czuję się tym faktem urażony - dodał po chwili.
- On korzysta z naszych fiszek, Liam. Ten dupek nigdy by tego o nas nie powiedział - odparłam, na co Payne cicho się zaśmiał.
- I w lewym narożniku przygotowuje się do walki dwudziestojednoletni rosjanin, który wzbudził duże sensacje w bokserskim otoczeniu. Ważący sto dwanaście kilogramów mistrz prosto z związku radzieckiego, rosyjski byk, Dimitrij Peterenko! - Amerykańska część publiczności wygwizdała go w niebo głosy, tylko Rosjanie krzyczeli głośno jego imię, skandując.
- Niezbyt miłe powitanie - mruknęłam do Duke'a, pomagając zdjąć mu szlafrok.
- To w końcu rosyjski skurwiel, tak? - Uśmiechnęłam się.
 - Wszystkie zasady omówi naszym zawodnikom Omar O'Brian - powiedział komentator, a na ringu pojawił się Omar, którego znałam już z poprzednich walk, na których się pojawiałam. Ja z Liam'em i Dukiem podeszliśmy do niego, a z przeciwnej strony Dimitrij ze swoją zdzirowatą żoną. Duke i Dimitrij stanęli twarzą w twarz co było abdsurdalnym stwierdzeniem, bo Rosjanin był od mojego brata o głowę wyższy.
- Pamiętajcie Panowie, że to jest tylko walka pokazowa. Nie zadajemy żadnych ciosów poniżej pasa, w razie powalenia na matę czekamy, aż zawodnik się podniesie i wznowię walkę. Rozumiecie? - Żaden z nich nie pokazał reakcji. Ich miny były ze stali, nie okazywały ani grama uczuć. Patrzyli na siebie z chęcią zabicia się nawzajem. - Dobra, stuknijcie się rękawicami i idźcie do swoich narożników.
- Przegrasz - warknął Dimitrij walnął w rękawice Duke'a tak mocno, że aż wzdrygło moim bratem. Popatrzyłam lekko speszona na Liam'a, który mroził spojrzeniem Dimitrija. Położyłam rękę na ramieniu Duke'a i poszliśmy w stronę swojego ringu.
- Jesteś gotowy? - zapytał Liam mojego brata, który skinął na tak, po czym założył ochraniacz na zęby i uderzył kilka razy powietrze. - Powodzenia - odparłam, całując go w policzek. Duke uśmiechnął się lekko i puścił mi oczko. Zeszłam z Liam'em z ringu i uważnie zaczęłam obserwować walkę.

Po hali rozniósł się gong.

Dimitrij i Duke ruszyli ku sobie powoli, w takim samym tempie, osłaniając twarz rękawicami.
- Nasi przeciwnicy ruszyli. Widać w ich oczach złość i zwycięstwo... - Głos komentatora rozniósł się po hali, lecz niezbyt go słuchałam. Duke wymierzył pierwszy, skuteczny prosty w jego twarz. Rosjanin nawet nie drgnął, tylko dalej przyjmował na siebie mordercze ciosy Duke'a. Był jak skała. Nie było na nim nawet jednego draśnięcia.
- W brzuch, Dragon! W korpus! - Liam próbował przekrzyczeć ludzi i chyba mu się udało, bo Duke zaczął okładać po brzuchu. Dimitrij się tylko uśmiechnął i wtedy zaczęło się, o czym najczęściej śniłam.
Rosjanin zaatakował Duke'a serią mega mocnych prostych, rzucając moim bratem po ringu.
 - Uciekaj! - wrzasnęłam przestraszona, waląc w matę. Duke nieuchronnie próbował uderzyć Dimitrija, ale ten drugi miał szeroki zakres ciosów i jakby doskonale wiedział, co Duke wykona. - Uciekaj! - Ale znów nie zareagował. Dimitrij miażdżył Duke'a morderczymi ciosami, a ja miałam łzy w oczach. - Przerwijcie to! Przerwijcie walkę! - Jak na moje życzenie zadzwonił gong i sędzia z trudem odciągnął Dimitrija od mojego brata. Razem z Liam'em wskoczyłam na ring i chwyciliśmy Duke'a w ramiona. - Oszalałeś?! - krzyknęłam prosto do Dimitrija po rosyjsku. Był najwyraźniej zaskoczony tym, że znałam jego ojczysty język. - To miała być walka pokazowa, a nie krwawa łaźnia!
- Wiedziałaś, co się z nim stanie. Było go powstrzymać - Zaśmiał się groźnie Dimitrij i odszedł w stronę swojego naronika. Liam posadził Duke'a na krzesełku w kącie ringu i oczyszcił jego twarz z krwi, która sączyła się z jego łuku brwiowego.
- Duke, zakończmy to. To koniec - rzekłam, stając przed nim. - Nie pozwolę na to dalej.
 - Nie, nie przerywaj walki - powiedział z trudem, wypluwając krew z ust do kubła nastawionego przez Liam'a.
- Duke, on Cię zabije. Przerwę to i będzie po wszystkim.
- Nie, Patricia. Obiecałaś mi, że nie zakończysz walki. Dotrzymaj słowa - Duke spojrzał na mnie z nadzieją w oczach. Nie odpowiedziałam mu, bo rozległ się gong. Duke wstał i wyszedł na ring, gdzie znów tańczył dookoła Dimitrija, trzymając wysoko gardę, zasłaniając swoją opuchniętą i zakrwawioną twarz.
- Nasz mistrz porządnie oberwał, ledwo trzyma się na nogach... - kontynuował komentator. To była prawda, Duke ledwo trzymał się na nogach, a ten debil nadal walczył! Ewidentnie coś mu dolegało, po nie trafiał w Dimitrija, a obok w powietrze. Wiedziałam, że to był początek katastrofy…

I nie myliłam się.

Dimitrij przez dobrą minutę droczył się z Dukiem, szybko unikając jego krótkich ciosów, a potem zaczęło się najgorsze.
Pięści Dimitrija nie omijały ani jednego milimetra ciała mojego brata i biły go na kwaśne jabłko. Duke nie mógł unieść swoich rąk, tak był wyczerpany.
- Przerwijcie to! – wrzasnęłam, czując jak łzy ściekają mi po policzkach. – On go zabije!
Moje prośby nie zostały wysłuchane. Nawet przez sędzię zostałam zignorowana.
- Przerwijcie… - ale było już za późno. Dimitrij wymierzył ostatni cios w głowę mojego brata, nokautując go tym samym i Duke padł na ziemię. Co gorsza…

On się nie ruszał.

- Nie! – krzyknęłam, wbiegając na ring i wzięłam Duke’a na swoje ramiona. Duke był cholernie blady i zakrwawiony. -  Duke, proszę Cię… Nie opuszczaj mnie… Otwórz oczy… - wokół mnie panował kompletny chaos. Nikt nie wiedział co się stało, ja zostałam otoczona paparazzich, trzymając swojego brata na rękach.
- Duke, stary, obudź się! – znikąd pojawił się koło mnie Liam i próbował ocucić swojego przyjaciela. Na marne. – Boże, zawołajcie lekarza!
- Walkę zwyciężył Dimitrij Peterenko… - głos komentatora z trudem przedzierał się przez gwar tłumu w hali.
- Wezwijcie lekarza, do cholery! On nie oddycha! – huknął Liam, a ja zalewałam się łzami, głaszcząc twarz Duke’a.

***

Już trzecią godzinę siedzieliśmy w Cedars – Sinai Medical Center, nie wiedząc co się dzieje z Dukiem. Mój brat przechodził ciężką operację złożenia kości na swoje miejsce i zatamowania krwotoku wewnętrznego. To wszystko było efektem walki z Dimitrijem.
Przez ten czas ani razu do nikogo się nie odezwałam, gdyż to było dla mnie za wiele jak na jeden dzień. Marzyłam tylko o tym, aby Duke cało i zdrowo wyszedł z tego starcia… Tylko tego chciałam. Liam z chłopakami ciągle przy mnie byli, lecz nie próbowali pocieszać. Wiedzieli, że tego nie lubiłam.
- Panna Cooper? – z sali operacyjnej wyszedł lekarz w niebieskim kaftanie.
- Tak? – poderwałam się z krzesła i ruszyłam w jego stronę. – Co się dzieje z moim bratem, doktorze?
- Panno Cooper… - lekarz westchnął. – Twój brat miał bardzo wiele obrażeń, które były bardzo rozległe… W dodatku miał bardzo mocne krwawienie wewnętrzne…
- Co Pan próbuje mi przez to powiedzieć? – zapytałam drżącym głosem widząc, że obraz przede mną się powoli zamazuje, ale dostrzegałam w oczach lekarza współczucie.
- Przykro mi, ale Duke zmarł podczas operacji. Jego serce przestało bić, reanimowaliśmy go ponad godzinę. Niestety… - ale te słowa już mnie nie obchodziły, bo wybuchłam głośnym płaczem, tracąc równowagę i upadając na ziemię.

Mój kochany brat nie żył… On nie żył!

Nie, nie, nie… Nie!







*******************************

Więc... To tak się tu dzieje :( Ja osobiście wczoraj kończąc ten rozdział, poryczałam się jak małe dziecko :D XD Ale tak na serio? Jakie macie odczucia po tym rozdziale? 

Spodziewaliście się tego?





21 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy Rozdział! :* <3

Komentujcie <3

Mrs.Payne






piątek, 6 czerwca 2014

17. " Szczęście, szczęściem... Lecz co dalej? "

Rano czułam się koszmarnie. Nigdy tak mocno nie oberwałam, jak dzień wcześniej od Friday. Nawet wtedy, gdy zaliczyłam tutaj swojego pierwszego kaca i Duke zlał mnie na kwaśne jabłko. 

Jednak wygrałam i byłam mistrzynią Colorado. 

Tygodnie treningów, morderczych diet nisko kalorycznych wymyślonych przez Duke'a i znoszenie jego humorów... Opłaciło się, a szczególnie to, że Liam powiedział do mnie te dwa wyjątkowe słowa. To było dla mnie największe zwycięstwo, jakie kiedykolwiek osiągnęłam.
- Liam? - szepnęłam na ucho chłopakowi, który jeszcze smaczni spał. - Liam? - potrząsnęłam nim delikatnie i dopiero wtedy się poruszył i mruknął coś pod nosem. - Payne, kurwa, no!
- Spokojnie, już nie śpię kochanie - odparł sennie Liam, ziewając i w końcu otworzył swoje oczy, po czym przywitał mnie namiętnym pocałunkiem.
- Mmm... Jak miło - powiedziałam z lekkim uśmiechem. 
- Taak... Ja też to lubię - zgodził się ze mną i położył mnie na sobie, przez co głowę miałam ułożoną na klatce piersiowej. - Jak się czujesz?
- Nawet nawet - wzruszyłam ramionami. - Oprócz tego, że boli mnie cała głowa, jest w porządku. 
- Porządnie dostałaś... Ale masz tytuł mistrzyni w kieszeni - Liam parsknął śmiechem.
- Nareszcie - ponownie się uśmiechnęłam, lecz potem spoważniałam. - Liam?
- Hmm? - spojrzał na mnie czule, odgarniając luźne kosmyki włosów, które opadły na moją twarz. 
- Czy ty... Wczoraj mówiłeś na serio? To... Że mnie kochasz?
- Gdybym kłamał, nie robiłbym tego... - Liam musnął delikatnie moją szyję ustami, ssąc jej czuły punkt przez chwilę. - I tego... - Liam przeniósł się na moje usta i całował je gorąco i bez zapamiętania. Oczywiście, odwzajemniłam pocałunek, czepiając się go jak małpką, gdy podniósł się do pozycji siedzącej. - Tak, Patt. Bardzo Cię kocham... Kocham całą Ciebie... - te słowa spotęgowały bicie mojego serca i temperaturę w moim ciele. - A ty kochasz mnie tak bardzo, jak ja Ciebie?
- Nawet nie wiesz jak... - mruknęłam w jego usta, po chwili obdarowując je słodkim i mokrym pocałunkiem. 
- Pamiętasz więc, że dzisiaj zabieram Cię na randkę marzeń? 
- A może zostaniemy w domu i uczcimy moją wygraną tylko we dwoje... Sami... 
- W salonie Duke'a? Nie ma sprawy, marzę o tym - zaśmialiśmy się głośno.
- Kiedy mu powiemy o wszystkim? 
- To znaczy? 
- Jeśli Duke dowie się o tym, że rozdziewiczyłeś mnie jeszcze przed tym jak byliśmy razem, to oboje wiemy, że Cię znokautuje.
- Dobrze, że mam mocną szczękę - Liam parsknął śmiechem. - Ale chyba jak na razie sprawuję się w roli chłopaka? 
- Tak, tak. Jesteś wspaniały - uśmiechnęłam się szeroko i musnęłam jego wargi. 
- Kocham Cię, Patt, wiesz o tym? 
- Ja też Cię kocham, Liam...
- Nie... Czy ty wiesz, jak bardzo Cię kocham? - spojrzał głęboko w moje oczy. 
- Może... Mi pokażesz? - przygryzając dolną wargę, przejechałam palcami prawej dłoni po jego umięśnionym brzuchu. Liam uśmiechnął się groźnie i powalił mnie na łóżko. 

***

- Szybciej! Szybciej, Patt! - krzyknął na mnie trener, gdy nie nadążałam z bieganiem na bieżni. Spróbowałam nadrobić stracone kilometry, ale na marne. Zmęczona zeszłam z urządzenia i spróbowałam opanować kolkę, której się nabawiłam. Bogdanov patrzył na mnie lekko zwiedziony. Spojrzałam na niego zmęczonym wzrokiem.
- Zaraz spróbuję jeszcze raz, trenerze - wysapałam z trudem, czując ukłucia w żebrach. 
- Ty się do tego zmuszasz, Patricia. Nie może tak być! Powinnaś to robić z przyjemnością, dla samej siebie, a nie dla mnie czy Duke’a! Rusz głową dziewczyno!
- A czy ja tego nie robię?! – wybuchłam, podchodząc do niego wściekła. – Nie robię nic tylko od miesięcy haruję tutaj, aby Twoja kadra była wspaniała i idealna! Olałam szkołę dla tych treningów, mam zagrożenia, tego właśnie chciałeś?!
- Jeszcze wiele musisz się nauczyć, Patricia. Nie zachowujesz się dojrzale.
- Ja nie dojrzale? Zaraz mogę zachować się nie dojrzale i komuś porządnie przyłożyć – warknęłam, zdejmując rękawice i rzuciłam je mu, które zwinnie złapał. – Mam dość!
- Patt, co ty robisz? – zapytał mnie zszokowany Duke, zatrzymując mnie przed wyjściem z sali.
- Potrzebuję chwili wytchnienia, Duke! Nie jestem cholerną maszyną do trenowania! Chcę odpoczynku i normalnego życia nastolatki!
- Nie możesz teraz… Za kilka dni są nasze walki, konferencja jest już w tą sobotę… Nie możesz się poddać, gdy już zaszłaś tak daleko.
- Daj mi chociaż jeden dzień spokoju… Bo powoli odechciewa mi się tego całego przedstawienia, wiesz?
- Ale patrz co osiągnęłaś! Nie zauważyłaś tego? Wygrałaś z Friday, jesteś mistrzynią Colorado. To zasługa Twojej ciężkiej pracy, Patt!
- Nie rozumiesz, że jestem zmęczona? Nie mogę cały czas spać po trzy, dwie godziny dziennie, Duke! Ja już nie wytrzymuję tego!
- Nie przesadzaj, Patt! Robimy dla Ciebie z Bogdanovem wszystko, aby Ci było tutaj jak najlepiej!
- Kłamiesz, Duke, a nawet tego nie widzisz! Mam serdeczny dość tego miejsca, tych przeklętych diet i treningów, a zwłaszcza Ciebie! – zauważyłam na jego twarzy szok. Nie zważając na okoliczności i moc moich słów, opuściłam salę buzując w nerwach.

***
Nie wiem którą już godzinę spędziłam w pobliskim parku w Denver, ale powoli zaczynało się ściemniać, a ludność szła do swoich domów. Ja nadal siedziałam na ławce z torbą treningową, zwinięta w kłębek i spróbowałam nie wyglądać na osobę, która uciekła z domu, bo takie pytania już padały, odkąd pojawiłam się w parku od razu po treningu. Musiałam urazić Duke’a po tym, co mu powiedziałam i to był poniekąd powód, dla którego nie chciałam się na razie z nim widzieć. Było mi wstyd po tym, co mu powiedziałam… Nie przemyślałam tego, jak mógł to odebrać… Po raz kolejny nie użyłam swojego durnego mózgu.

Kurwa, no…

- Patt? – usłyszałam za sobą znajomy głos. Nawet nie musiałam zgadywać kim ta osoba była.
- Co ty tu robisz? Jak mnie znalazłeś? – spytałam Duke’a, nawet nie odważając się zerknąć w jego stronę. Poczułam, jak mój brat zajął miejsce obok mnie na ławce i patrzy w moją stronę.
- Często tu jesteś. Więc, stwierdziłem, że i tym razem tu będziesz.
- Brawo, zgadłeś – odparłam smutnym tonem, patrząc na swoje splecione dłonie.
- Patt…
- Duke, ja Cię przepraszam za to co wszystko powiedziałam… To były emocje i…
- Miałaś rację – przerwał mi w połowie zdania.
- Co? – spojrzałam na niego zdziwiona. – Co ty pieprzysz, Duke?
- Masz prawo mnie mieć serdeczny dość, wiem o tym. Tyle dni ze mną w jednym pomieszczeniu każdego mogłoby wkurzyć, uwierz mi – Duke parsknął śmiechem, a ja nie mogąc się powstrzymać, również się lekko uśmiechnęłam. – To ja powinienem Cię przeprosić, za to, jak Cię traktowałem. Bo na pewno nie patrzyłem na Ciebie jak na ukochaną siostrę w ciągu tych kilku miesięcy, czyż nie?
- Nie bardzo – przyznałam szczerze.
- No właśnie. Więc, mnie nie przepraszaj, idiotko, bo to moja wina.
- Idiotko… Hmm, robi się ciekawie – zaśmiałam się cicho, lecz potem na powrót spoważniałam. – Ale i tak Cię przepraszam, bo poniekąd to ja wybuchłam przez Bogdanova na treningu.
- Ho ho, to już mnie nie przepraszaj tylko Bogdanova, a on trudno wybacza, skurczybyk jeden – ponownie się zaśmialiśmy i ucichliśmy. – Chodź tu do mnie, siostrzyczko… - Duke przyciągnął mnie do siebie i mocno po bratersku przytulił. Wtuliłam się w jego ciepłą bluzę i zamknęłam na chwilę oczy, wdychając jego całkiem przyzwoity zapach wody kolońskiej. – Kocham Cię, wiesz, osiołku?
- Ja też Cię kocham, mój ulubiony bokserze – mruknęłam z uśmiechem.
- A nim przypadkiem nie jest Liam? – Duke odciągną mnie od siebie i spojrzał na mnie rozbawiony.
- Oj zamknij się! – trzepnęłam go w ramię. – Chcesz mieć limo na konferencji prasowej?
- Może choć trochę wtedy nastraszymy Peterenko – powiedział.

***

- Co Cię skłoniło do walki z Dimitrijem Peterenko, Dragon? - zapytała dziennikarka mojego brata na rozpoczęcie konferencji prasowej, gdy tylko zajęłam wraz z Liam'em i Dukem miejsce przy ogromnym stole, z przyczepionymi mikrofonami. Na samym środku zasiadł Duke i ten Dimitrij, a obok niego Ludmila i jakiś facet w wieku Liam'a. Ludmila co chwilę patrzyła na mnie jak rozjuszony byk.
A niech sobie patrzy, tylko tyle jej póki co zostało.
- Chęć pokonania Dimitrija tradycyjnym, amerykańskim boksem – odpowiedział mój brat nadzwyczajnie poważnie.
- Kiedy odbędzie się wasze starcie?
- W Staples Center w Los Angeles, trzydziestego pierwszego grudnia.
- Czemu akurat w Sylwestra? - spytał ktoś inny.
- Taką datę nam zaproponowano.
- Patricia, pojawisz się na walce? - usłyszałam pytanie.
- Tak, nigdy nie opuszczam brata w tak ważnym momencie. Nawet rosyjski terminator mi w tym nie przeszkodzi.
- Jakie masz rady dla swojego brata?
- Żeby przed walką postawił sobie drabinę obok tego Rosjanina, bo jest na serio olbrzymi - Liam, ja, Duke i niektórzy dziennikarze zaśmiali się z mojego kawału, a ja na swoim ciele poczułam mrożące krew w żyłach spojrzenie dziewczyny Dimitrija, której na pewno nie było do śmiechu.
- Jakie widzisz szanse Dragona w tym starciu?
- Bardzo duże. Duke to najlepszy zawodnik w Europie, w krótce i mistrz świata. Zwycięstwo z Peterenko to będzie czysta przyjemność...
- Chwila, chwila... - przerwała mi na nagle Ludmila. - Nie dlatego mój chłopak jest nazywany rosyjską inwazją. Przyjechaliśmy to po zwycięstwo, a nie po porażkę. Dimitrij to człowiek, który zniszczy wszystko. Wy i ten wasz niby mistrz możecie się wycofać od razu. Dimitrij nie od tak ma tytuł mistrza świata wśród amatorów w związku radzieckim.
- Właśnie, amatorów - Popatrzyłam na nią z pogardą. - Może bez trudu wybijał renifery na tej waszej Syberii, ale to jest Ameryka. Tutaj boks jest na najwyższym poziomie i oczekuje się tu profesjonalnej walki, a nie szkolnej potyczki dwóch łobuzów - Kończąc to zdanie przeniosłam wzrok na dziennikarzy. - Nie pozwolę robić z mojego brata głupca wśród rosyjskich mediów. Dragon to człowiek, który nie przegrał ani jednej walki. Dimitrij jest może i trochę starszy, ale on bawi się na ringu jak pięcioletnie dziecko w piaskownicy.
- Kto tu kogo uważa za głupców? To nas ośmieszają w mediach i my uchodzimy za rosyjskich błaznów. Dimitrij jest... Człowiekiem przyszłości, jest trenowany przez najlepszych trenerów i po przeprowadzeniu dokładnych badań stwierdzono, że co Dimitrij napotka, zniszczy w drobny mak.
- To miała być groźba? - odezwał się Liam, zaciskając swoje dłonie w pięści. Widać było, że jest na krawędzi wytrzymałości. - Dragon jest niezwyciężony i utrzyma ten tytuł. Nie pokona go jakiś tam byle jaki Rosjanin na sterydach. To zwykła ciota i tyle.
- Zostawię to bez komentarza - Prychnęła Ludmila i coś szepnęła na ucho dla Dimitrija, po czym zmierzył mnie i Liam'a spojrzeniem.
- A ty Dimitrij? Co sądzisz o walce z Dragonem? - zapytał rywala Duke'a jakiś reporter z głębi sali.
- Dragon jest szanowanym bokserem w naszym kraju. Walka z nim to będzie piękne zwycięstwo.
- Zwycięstwo? Wierzysz w to? - Duke się zaśmiał i spojrzał na Liam'a. - Słyszałeś to, Bro?
- To zniewaga dla naszego kraju, by oceniać nas tak pochopnie - odparł poważnie Dimitrij, patrząc prosto na dziennikarzy. - My Rosjanie, mamy wiele osiągnięć, a kolejny sukces będzie dla nas jeszcze bardziej korzystny.
- To jest przecież absurd! - Wyrzuciłam ręce w powietrze, pokazać swoje desperację. - Ty wiesz z kim w ogóle będziesz walczył? Jeśli wierzysz, że zwyciężysz, to jedynie możesz o tym po śnić. Duke wybije z Twojej głowy marzenie o zwycięstwie, uwierz mi.
- A co ty możesz wiedzieć o boksie? - Dimitrij spojrzał na mnie lekceważąco.
- Sama go trenuje od wielu lat i wiem co to za sport. Myślicie, że Rosja nas pokona w naszym narodowym sporcie? A możecie mnie pocałować w dupę! - Poderwałam się do góry, powodując sensację i nagły przypływ fleszy w moją stronę. U mnie konferencje zawsze się tak kończyły, a nie inaczej. To byłby cud, gdybym chociaż raz nie wyszła z niej cała w nerwach. Teraz tym bardziej Duke musiał wygrać, i to bez dyskusji.










*****************************
Więc oto prawie finałowy rozdział Dark Angel :D Owszem, zostało jeszcze kilka rozdziałów do finału finałów, ale brakuje już bardzo nie wiele :D 

A teraz małe ogłoszenie!

Ludzie, nie wiem co się dzieje z waszymi komentarzami zarówno tutaj, jak i na One Direction - Fanfiction... Proszę was, komentujcie bo to dla mnie i moich autorek wiele znaczy i wasze komentarze bez tego się nie obejdą. Zauważyłam, że odkąd zakończyłam Angry, nie rozpieszczacie mnie zbytnio swoimi komami :) Każde opowiadanie się kiedyś kończy, a nowe zaczyna. Od teraz jeśli nie będzie limitów komentarzy, nie wstawiamy rozdziałów :D Amen. Mam nadzieję, że ta notka do was dotrze i mnie rozumiecie :)


20 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!!! :* <3 Wiem, że potraficie <3


Komentujcie <3

Mrs.Payne